wtorek, 25 stycznia 2011

African stew



Ten rewelacyjny pomysł i przepis pochodzi od mojej koleżanki wegetarianki. Smak delikatny i intensywny zarazem a do tego dość niecodzienny. Ponieważ rzadko pamiętam o takich detalach jak namoczenie ciecierzycy odpowiednio wcześniej i rzadko mam w domu czerwoną soczewicę, moja wersja jest nieco uproszczona wobec oryginału.





Składniki:
1 cebula
1 lub 2 ząbki czosnku
2 marchewki
pokrojone w kostkę
1 papryka czerwona lub zielona, pokrojona w kostkę
1 patat (słodki ziemniak), również pokrojony w kostkę

cebulę i czosnek szklimy na oliwie, dodajemy warzywa i chwilę podduszamy wszystko razem, po chwili dodajemy:

puszkę pomidorów
szklankę bulionu
mielony kmin rzymski, nasiona kolendry, chilli - około łyżeczki każdego
sól i pieprz

(można dodać jeszcze czerwoną soczewicę i/lub uprzednio ugotowaną cieciorkę)

Przykrywamy pokrywką i dusimy aż warzywa zmiękną a całość nieco zgęstnieje, na koniec dodajemy łyżkę czubatą masła orzechowego i dokładnie mieszamy.

W tym czasie gotujemy ziarno quinoa (komosę ryżową), w proporcji szklanka ziarna na dwie szklanki wody. Można podać wszystko wymieszane razem, albo trochę "ładniej" - ja wolę wersję pierwszą :-) Na koniec posypujemy wszystko natką pietruszki.

środa, 19 stycznia 2011

Chilli con carne




Przepyszna i nieskomplikowana kolacja w meksykańskim stylu, po prostu nic dodać nic ująć!









Składniki (na mniej więcej 4 głodne osoby)
1 cebula
40dkg mielonej wołowiny
Ząbek czosnku
Czerwona papryka
Mała puszka kukurydzy
Szklanka ugotowanej czerwonej fasoli
2 puszki pomidorów
Szklanka bulionu
(ewentualnie wody lub soku pomidorowego)
Wędzona papryka w proszku, zioła prowansalskie, sól, pieprz, dla lubiacych ostrości - tabasco, pieprz cayenne, papryczki chilli. Ponieważ danie było również dla naszego trzylatka ja zrezygnowałam z wersji ekstremalnej, trzeba było doprawiać na talerzach.

Do podania – ryż, starty cheddar, natka pietruszki

Cebulę szklimy na patelni, dodajemy mieloną wołowinę i posmażamy rozbijając grudki. Wsypujemy paprykę w proszku, dodajemy pokrojoną w kostkę paprykę świeżą i dusimy przez chwilę. Potem dodajemy resztę warzyw, pomidory z puszki i resztę przypraw. Dolewamy część bulionu (lub soku pomidorowego) i przykrywamy pokrywką. Zostawiamy tak na jakieś 40 minut, sprawdzając, czy aby nie jest za gęste i uzupełniając płynem co jakiś czas. Można dodać trochę koncentratu pomidorowego, jeśli wydaje nam się, że pomidory z puszki były trochę za mało "pomidorowe".

Podajemy z sypkim ryżem, posypane tartym żółtym serem (cheddar, gruyere, ememntaler, albo inny dość twardy) i koniecznie garstką zielonej pietruszki.

Jeśli zostaną nam resztki, można je zamrozić i zostawić na kulinarną czarną godzinę lub na dzień, kiedy absolutnie na gotowanie nie ma czasu :-)

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Bretońskie galettes


Galettes to popularne przede wszystkim w Bretanii naleśniki z mąki gryczanej. Są znakomitą podstawą dla słonych towarzyszy. W wersji najbardziej podstawowej i rygorystycznej składają się tylko z mąki gryczanej, wody i odrobiny soli. Niektóre przepisy zawierają też mleko w proporcji pół na pół z wodą. Jako dodatek obowiązkowy występuje tarty żółty ser i często jajko, poza tym można dodawać co dusza zapragnie: pokrojoną szynkę, szpinak z czosnkiem, podsmażone pieczarki, pomidory z ziołami prowansalskimi...

Składniki (na około 8 sztuk):
200 gr mąki gryczanej
2 jajka
szklanka wody
3/4 szklanki mleka
spora szczypta soli
2 łyzki oleju

masło do smażenia


Dodatki do wersji complete:
kilka garści tartego żółtego sera (gruyere, emmentaler, cheddar)
po plastrze pokrojonej szynki na każdy naleśnik
po 1 jajku na naleśnik


Jajka roztrzepać, wymieszać z wodą i mlekiem (można trochę mleka zostawić, żeby sterować gęstością ciasta). Wlać do miski z mąką gryczaną wymieszać, dodać sól i olej.
W idealnym świecie trzeba by odłożyć ciasto na godzinę lub dwie, potem tylko je ewentualnie rozcieńczyć trochę, żeby konsystencja była dobra do smażenia cienkich nalesników. Ja w idealnym świecie nie żyję i na takie odstawianie nigdy nie mam czasu, albo po prostu o nim nie pamiętam... Tak więc o odpowiednią konsystencję dbam od razu i zabieram się za smażenie.
Na rozgrzaną patelnię do naleśników dajemy odrobinę masła. Wylewamy chochelkę ciasta, rozlewamy je po całej powierzchni, a to co da się zlać, wlewamy z powrotem do miski z ciastem. To najlepsze rozwiązanie na cieniutkie naleśniki, ale ciasto musi być dość płynne.
Po chwili, kiedy tylko się da i naleśnik trzyma się razem, przekładamy go na drugą stronę, na środek wbijamy jajko i rozprowadzamy białko po powierzchni naleśnika. Dookoła żółtka dodajemy ser i wybrane dodatki, zioła, trochę pieprzu i czekamy. Ewentualnie można przykryć patelnię pokrywką na chwilę. Kiedy żółtko jest już ciepłe (nie zetnie się w ten sposób, chyba żebyśmy przypalili naleśnika...) zaginamy boki naleśnika "przyklejając" je do sera i nie zakrywając żółtka.
Galettes będą się trochę łamać, nie są takie elastyczne jak te z mąki pszennej, ale taka już ich uroda.
Myślę, że trzy takie naleśniki zaspokoją głód nawet dość żarłocznej jednostki.

niedziela, 2 stycznia 2011

Pomarańczowe muffinki (bezglutenowe)


Jako że Nowy Rok trzeba było uczcić czymś niecodziennym na śniadanie a synek zaczął domagać się amerykańskich naleśników z syropem klonowym, który skończył się przy światecznym gotowaniu, musiałam wymyślić coś innego, równie atrakcyjnego. No i żeby zrobić przyjemność nie tylko rodzinie, ale i sobie, postanowiłam przerobić przepis Nigelli na pomarańczowe muffiny śniadaniowe ("Nigella gryzie") na wersję bezglutenową. Tego typu eksperymenty kończą się różnie, ale ten wypadł lepiej niż myślałam w najśmielszych oczekiwaniach - muffiny były leciutkie, ładnie wyrosły a pachniały i smakowały tak rewelacyjnie że niemal chciałam sprawdzać, czy na pewno użyłam mąki bezglutenowej... No i cóż może być bardziej świąteczno-zimowego niż aromat pomarańczy!

Składniki suche:
75g masła (rozpuszczonego i ostudzonego)
250g mąki bezglutenowej (tym razem mąka Schaer Mehl)
1/2 łyżeczki gumy ksantanowej (mogłaby też być guma guar, łatwiej dostepna)
25g mielonych migdałów
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
(bezglutenowego)
75g cukru
starta skórka z jednej pomarańczy

Składniki mokre:
sok wyciśnięty z pomarańczy (100ml)
100ml mleka + 2 łyżki
2 małe jajka (lub jedno duże)

Nie powiem chyba nic odkrywczego: piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni, składniki suche mieszamy razem i dodajemy do nich wymieszane składniki mokre - wszystko mieszamy niezbyt dokładnie, mają zostać grudki. Wlewamy do formy na muffiny (12 sztuk) wyłożonych papierkami i pieczemy 20 minut.

Zgodnie z sugestią autorki oryginału jemy jeszcze ciepłe, z dobrym masłem i dżemem. Muffiny są słodkie, ale nie tak jak ciastka, więc bez obawy można je posmarować lekko kwaskowym dżemem.

Jeśli nie musicie się martwić o gluten, po prostu użyjcie zwykej mąki w tej samej proporcji, darujcie sobie gumę ksantanową i nie wlewajcie dodatkowych 2 łyżek mleka - wtedy przepis żywcem pochodzi z "Nigella gryzie".