czwartek, 1 grudnia 2011

Risotto alla milanese



I znów coś na fali mojego niesłabnącego od kilku lat zachwytu Włochami – danie które pojawia się u nas w domu bardzo często, najczęściej wtedy, kiedy nie mam zbytnio czasu na gotowanie. Risotto to danie może nie ekspresowe, ale szybkie, a przede wszystkim robi się niemalże samo. Wystarczy co jakiś czas dolać chochelkę bulionu i zamieszać. Dobre jeśli oprócz przygotowania obiadu musimy zrobić w domu coś innego – jest to więc idealny posiłek do przygotowania przez młode mamy (my przecież zawsze mamy coś do zrobienia ;-) ). No i na dodatek risotto samo z siebie jest bezglutenowe. I pyszne!
Najistotniejsze jest, jakiego użyjemy ryżu. Musi być okrągłoziarnisty, o sporej zawartości skrobi – dzięki temu będzie dobrze wchłaniał wodę, ale się nie rozklei. Najlepsze dwie odmiany ryżu do risotto to Arborio i Carnaroli, oba bez problemu dostępne w polskich marketach, niestety są dość drogie, ale warte swojej ceny. Można tez dostać ryż opisany jako „do risotto”, próbowałam kilka razy, skuszona ceną lub po prostu innego w danym sklepie nie było, jednak zauważyłam, że risotto nie wychodzi z niego tak samo dobre pod względem konsystencji jak z Carnaroli.
Ważne też, żeby ryż zalać najpierw kieliszkiem białego wina. Jakiego, to już zdania podzielone. Ja lubię dać półwytrawne, ale widziałam jak Jamie Oliver w jednym ze swoich programów dodawał wermut. Mnie zdarza się również przygotowywać risotto i bez wina, jeśli nie mam go w domu, albo jeśli danie ma jeść mój syn. Ale fakt, to już nie to samo…
Kolejny ważny składnik to bulion. Najlepiej oczywiście mieć zrobiony w domu, aromatyczny bulion z kurczaka i to jego użyć do risotto. Ale nie oszukujmy się, kto ma na to czas… Ja nie mam, a nadprogramowy bulion (jeśli już go mam) wolę użyć do zrobienia zupy, więc często korzystam z dobrej jakości, bezglutenowych kostek bulionowych. Efekt jest jak najbardziej zadowalający.
I ostatni kluczowy element układanki – ser. Kremowości gotowemu risotto nadaje świeżo starty Parmiggiano Reggiano lub Grana Padano (ten drugi nieco tańszy i równie dobry). Absolutnie nie zastępujmy go niczym innym.

Składniki (na dwie głodne osoby):
1 cebula
1,5 szklanki ryżu arborio lub carnaroli
kieliszek półwytrawnego białego wina
2 łyżki masła
łyżka oliwy z oliwek
szczypta szafranu
ok. 1,5 litra bulionu drobiowego
garść świeżo startego parmezanu
sól, pieprz

Cebulę pokroić. Łyżkę masła i oliwę rozgrzać w garnku o grubym dnie i zeszklić na nim cebulę.
Wsypać ryż i poczekać mieszając, aż się zeszkli i podgrzeje. Wtedy wlać wino i poczekać, mieszając co chwilę, aż prawie całe się wchłonie. Solimy. Teraz dolewa się gorący bulion, po jednej chochelce na raz. Z kolejną porcją czekamy aż poprzednia prawie cała zostanie wchłonięta przez ryż (mówi się, że „ryżowi musi chcieć się pić”). Do jednej z porcji bulionu (nie ma specjalnie znaczenia, w którym to będzie momencie) dodajemy rozmiażdżone niteczki szafranu i wlewamy do ryżu, to nada mu charakterystyczny aromat i oczywiście żółty kolor. Postępujemy tak aż do wyczerpania bulionu, mieszając od czasu do czasu, ale nie ciągle. Jeśli nasz ryż jest jeszcze zbyt twardy (powinien być trochę bardziej ugotowany niż „al dente”), możemy uzupełnić potrzebny płyn gorącą wodą. Według „podręczników” risotto powinno być dość rzadkie, „z falą”, ja jednak wolę nieco gęstsze. Tak więc ostateczna ilość płynu zależy od naszych upodobań.
Na koniec dodajemy łyżkę masła i starty parmezan, doprawiamy pieprzem i mieszamy.
Smacznego!

piątek, 18 listopada 2011

Domowy smalec




Jednym z przekleństw diety bezglutenowej, a zarazem jej wielkim błogosławieństwem, jest to, że wielu kupnych rzeczy nam jeść po prostu nie wolno i trzeba je zrobić samemu. Często znajomi pytają mnie (a przynajmniej pytali na początku): "to co ty właściwie możesz jeść?" Odpowiedź brzmi: prawie wszystko! Tylko, że muszę to sobie sama zrobić!

Kupnego smalcu bałabym się jeść, licho wie, co tam jest w środku. Ale taki zrobiony w domu to zupełnie inna sprawa. OK, zgadzam się, to nie jest żadna zdrowa kuchnia, to prawie sam tłuszcz. Ale... No właśnie, ale przecież to jeden ze sztandarowych polskich smaków, szczególnie w jesienno-zimowy, szarobury czas. Nie polecam zjadania całej miski na raz, ale kto z mięsożerców odmówi kromki chleba z domowym smalcem i ogórkiem kiszonym...?

Poniżej podaję przepis na domowy smalec mojej mamy, który uwielbiam miłością bezwzględną, a sama zrobiłam po raz pierwszy. Okazuje się, że jest superprosty. A pyszny gryczany bezglutenowy chleb do niego właśnie rośnie sobie w foremce :-)

Przepis bierze udział w akcji Gotujemy po polsku, organizowanej przez Kuchnię Ireny i Andrzeja. A przynajmniej mam nadzieję, że bierze udział, bo post publikuję dopiero dziś. Ale smalczyk zrobiłam według zasad, wczoraj ;-)

Składniki (na jedną miseczkę)
250 gr słoniny
pół jabłka
2 ząbki czosnku
łyżka suszonego majeranku

Słoninę kroimy w drobniutką kosteczkę i wrzucamy do garnka. Stawiamy na małym gazie i czekamy aż smalec się wytopi, a skwarki nieco się zezłocą. Wtedy dodajemy jabłko obrane ze skórki i pokrojone w grube plasterki (połówkę jabłka dzieliłam na 4-5 części) i nieobrane ząbki czosnku oraz majeranek. Kiedy jabłka będą miękkie, zdejmujemy z ognia i przelewamy do miseczki (najlepiej kamionkowej) i odstawiamy na noc, żeby stężał.
Smacznego!

Gotujemy po polsku!

środa, 9 listopada 2011

Chutney z mango




Zapasów na zimę dużych w tym roku nie robię - kilka słoików letnich pomidorów na zupę, słoiczek dżemu śliwkowo-gruszkowego, przecier jabłkowy(z jabłek z ogrodu) do naleśników i to byłoby wszystko. Ale nie odmówię sobie przyjemności zjedzenia kanapki z wędliną lub pozostałościami po pieczonym kurczaku lub indyku z pysznym, intensywnym chutney'em. Przez ostatnie kilka lat robiłam zawsze co najmniej jeden, w świątecznej tonacji, z jabłkami i żurawinami, według przepisu Nigelli Lawson (przytoczę na blogu, kiedy się za niego wezmę...) Ponieważ piekę w święta całego indyka i zawsze dużo zostaje, w ramach świątecznych przygotowań robię też chutney na po świętach, do indyka właśnie :-) W zeszłym roku z sukcesem poszerzyłam produkcję o chutney z mango. Znalazłam wtedy przepis na jakimś anglojęzycznym blogu, którego już w tym roku nie odnalazłam. Więc zrobiłam chutney na wyczucie i wyszedł przepyszny. Poniżej więc przepis na słonecznie żółty chutney z mango i jabłkami, w sam raz do zimowych kanapek.

Składniki:
1 dojrzałe mango
1 jabłko (szara reneta)
1 cebula
garść rodzynek
łyżka pokrojonego w małą kostkę kandyzowanego imbiru
łyżeczka kurkumy
1/2 szklanki octu jabłkowego
1/2 szklanki cukru

Owoce obrać i pokroić w niedużą kostkę, cebulę kroimy dość drobno. Wrzucamy to wszystko do garnka, zalewamy octem, dodajemy cukier i resztę składników. Można też dodać kilka płatków suszonego chilli, tym razem nie dodałam, ale myślę, że to dobry pomysł.
Gotujemy na wolnym ogniu około godziny. Potem wystarczy spróbować, czy proporcja cukru i octu była dla nas odpowiednia i jeśli tak, załadować gorący chutney do wyparzonego słoika i szczelnie zamknąć. Najlepiej jeśli będzie miał czas poleżeć kilka tygodni, wtedy smak będzie pełniejszy.
Smacznego!

poniedziałek, 31 października 2011

Muffinki na Halloween



Po dniu pełnym wrażeń, widoku zębów wampira, drążenia dyni i przede wszystkim krzyku 4-latka pełnego podekscytowania szybciutko wrzucam przepis na zrobione dziś w pośpiechu (ostatnio wszystko robię w pośpiechu...) muffinki. Przepis wzięłam z książki o nie pozostawiającym wątpliwości tytule "Muffinki", wydanej przez Świat Książki, i tam właśnie noszą one nazwę Muffinek na Halloween z bananem i czekoladą. Zamieniłam tylko mąkę na wersję bezglutenową i maślankę na mleko, bo nie miałam tej pierwszej w domu. Niestety na piękną dekorację w pajęczą sieć nie starczyło mi już czasu... Ale zrobić trzeba było,żeby uniknąć psikusa :-)
Przepis jest na standardową formę na 12 muffinek.

Składniki suche:
250g mąki bezglutenowej
2 łyżki siemienia lnianego
2 łyżeczki proszku do pieczenia (bezglutenowego)
0,5 łyżeczki sody oczyszczonej
50 gr czekolady (mlecznej lub gorzkiej, wedle gustu i uznania) - starte na tarce

Składniki wymieszać ze sobą.

Składniki mokre:
2 jajka
70g cukru brązowego
4 łyżki oleju
90ml mleka (lub maślanki)
1 banan (rozciapciany widelcem i skropiony łyżeczką soku z cytryny)

Jajka ubijamy z cukrem, dodajemy resztę składników i mieszamy. Składniki mokre wlewamy do suchych i mieszamy chwilkę aż całość będzie wilgotna. Masę wkładamy do wyłożonych papilotkami formy na muffiny i pieczemy 20 minut w piekarniku nagrzanym do 160 stopni.

wtorek, 4 października 2011

Pieczone warzywa marynowane w oliwie



Coś na ostatnie tchnienie lata. Pyszne jako akompaniament do opiekanego chleba posmarowanego czosnkiem. Niestety trzeba się przy tym trochę narobić, ale ponieważ wychodzi z tej ilości jakieś 6-8 słoików, możemy od razu zrobić komuś miły kulinarny prezent :-)
Przepis pochodzi z tegorocznego specjalnego numeru magazynu "Cuisine et Vins de France",który brat przywiózł mi z tegorocznego wyjazdu do Douce France (razem z kilkoma paczkami bezglutenowych ciastek...) Proporcje trochę zmodyfikowałam i dałam mniej cukinii, ale poniżej podaję oryginalny przepis.









Składniki na 6-8 słoików
3 czerwone i 2 żółte papryki
3 cukinie (małe)
2 bakłażany
6 ząbków czosnku
pęczek dymki z małymi cebulkami
6 podłużnych pomidorów
400 ml oliwy z oliwek extra vergine
3-4 gałązki tymianku
2-3 gałązki rozmarynu
sól, pieprz

Piekarnik nagrzać do 180 stopni, wyłożyć blaszkę papierem aluminiowym, na nim położyć umyte papryki i ząbki czosnku. Po 15 minutach wyjąć czosnek, a papryce dać jeszcze 20 minut pieczenia. Po wyjęciu z piekarnika należy je włożyć do plastikowej torebki i dać im ostygnąć, wtedy będzie łatwiej zdjąć z nich skórkę. Kiedy ostygną, obrać je, wyjąc pestki i pokroić w szerokie podłużne pasy.
Bakłażany i cukinie pokroić w dość grube plastry, pomidory i cebulki przekroić wzdłuż na pół. Wszystkie te warzywa wyłożyć na blachę i skropić odrobina oliwy, posolić i popieprzyć a następnie wstawić do piekarnika. Pomidory wyjąć po 5 minutach, pozostałym warzywom dać kolejne 5 minut.
Kiedy wszystkie warzywa wyjdą już z piekarnika, wkładamy je po równo do wyparzonych słoików, dodajemy po trochu tymianku i rozmarynu i zalewamy oliwa z oliwek. Zamykamy słoiki i odstawiamy na 48 godzin w chłodne miejsce.
Przepis nie każe pasteryzować, więc tak przygotowanych słoików nie można trzymać zbyt długo, warzywa są raczej do jedzenia "na bieżąco" i lepiej przechowywać je w lodówce.

piątek, 9 września 2011

Dorsz pod zieloną kołderką




Za oknem robi się jesiennie szaro-buro, a w kuchni ZIELONO :-)
Niedawno robiąc zakupy w Almie przez internet kupiłam coś, co nazywa się mrożonym filetem z dorsza. Nie przyjrzałam się zbyt dobrze opakowaniu. Kiedy przyjechało, okazało się, że to po prostu znana mi aż za dobrze z dzieciństwa (i znienawidzona) "ryba w kostce". I coś z tym klopsem trzeba było zrobić. I tak przez przypadek wyszło mi super danie, zdrowe, pełne warzyw i łatwe do przygotowania.

Składniki:
300-400 g filetów z dorsza (robię to często z mrożoną ryba, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby użyć świeżej)
1 por
1 brokuł
1 łodyga selera naciowego
garść liści młodego szpinaku
pęczek natki pietruszki
3 czubate łyżki bezglutenowej bułki tartej
0,25 szkl bulionu
sól, pieprz, gałka muszkatołowa
3 łyżki masła

Piekarnik nagrzać do 180 stopni.
Pora dokładnie umyć i oczyścić (używamy tylko białej i jasnozielonej części), przekroić wzdłuż na pół i potem w półksiężyce. Brokuła umyć i pokroić w jak najmniejsze się da różyczki. Selera naciowego pokroić na małe kawałeczki. Pietruszkę posiekać, liście szpinaku pokroić.
Na patelni zeszklić pora i seler. Po chwili dodać brokuły i szpinak. Kiedy wszystko już jest gorące dodać bułkę tartą i dokładnie wymieszać. Dolać bulion, który wszystko zwiąże i doda esencjonalnego smaku. Na koniec przyprawić pietruszką, solą i pieprzem oraz gałką muszkatołową.
Rybę ułożyć w żaroodpornym naczyniu, posolić, posypać świeżo mielonym pieprzem (ideałem jest pieprz cytrynowy) i przykryć kołderką z zielonych warzyw. Wstawić do piekarnika na 30-40 minut. Podawać z ryżem ugotowanym na sypko.

niedziela, 4 września 2011

Tarta Tatin


Nazwa tej nietypowej tarty, pieczonej do góry nogami, pochodzi od nazwiska sióstr Tatin, właścicielek restauracji w Lamotte-Beuvron, które to przyrządziły ją po raz pierwszy. Jak sporo innych pyszności, to ciasto powstało przez przypadek, kiedy jedna z sióstr postanowiła "naprawić" przypalona tartę z jabłkami nakładając na nią warstwę ciasta i piekąc kolejny raz. Teraz to jeden z najbardziej znanych francuskich deserów i chluba regionu Sologne. Podaje się ją na ciepło lub na zimno, najczęściej z kulką lodów waniliowych.
Przepis poniżej jest mieszanką różnych inspiracji i przepisów: proporcje wzięłam częściowo od Julii Child, pomysł na przygotowanie jabłek w karmelu od Anne Burrell z Kuchni.tv, a bezglutenowe kruche ciasto zrobiłam na wyczucie. Jeśli chcecie zrobić wersję glutenową, nie dodawajcie do ciasta siemienia lnianego, wykorzystajcie po prostu swój wypróbowany przepis na słodkie ciasto kruche. W przepisie podaję masło, ale, jeśli trzeba, można je swobodnie zamienić na margarynę. Z racji bezmlecznej diety matki karmiącej tak właśnie musiałam zrobić tym razem.
Uwaga - tę tartę najwygodniej jest piec na patelni, wygodne są patelnie Tefala z odpinanymi rączkami, można ich używać na kuchence i w piekarniku. Podany przepis jest na patelnię wielkości standardowej formy do tarty.

Ciasto:
120 g mąki bezglutenowej (u mnie tym razem M&S)
30 g mąki kukurydzianej
75 g zimnego masła
50g cukru
łyżeczka mielonego siemienia lnianego
szczypta soli
1 jajko
kilka łyżek lodowatej wody (może być z roztopionej kostki lodu)

Masło pokrojone na kawałki wrzucić do robota kuchennego z założoną plastikową nakładką do rozdrabniania, dodać mąkę, siemię, cukier i sól, zmiksować trybem pulsacyjnym aż będzie przypominało mokry piasek. Dodać jajko i zmiksować jeszcze raz. Jeśli ciasto nie łączy się w kulę po dodaniu jajka, dodajemy po łyżeczce wody i miksujemy aż zacznie się z niego formować kula. Wyjmujemy, szybo zagniatamy ręką i wałkujemy między dwoma warstwami papieru do pieczenia. Mamy mieć okrąg wielkości patelni, której potem będziemy używać do tarty. rozwałkowane ciasto wkładamy do lodówki i zajmujemy się jabłkami.

Jabłka:
3 duże twarde jabłka (takie które się nie rozlecą pod wpływem pieczenia - Julia Child używa Golden Delicious, niektórzy polecają renety, ja użyłam "no name'ów", ważne żeby były dośc twarde i soczyste), obrane i pokrojone w plasterki grubości 0,5 cm
0,5 szkl cukru
0,5 szkl wody
0,25 szkl soku jabłkowego
50 g masła
cynamon
ew. trochę cukru brązowego, jeśli jabłka są kwaśne

Rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni.
Na patelnię, w której potem będziemy piec wsypujemy cukier i wlewamy wodę i stawiamy na niewielkim gazie. Czekamy aż zrobi się karmel. Kiedy karmel jest złoty, wlewamy na patelnię sok jabłkowy i mieszamy, żeby rozpuścić wszystkie karmelowe grudki. Kiedy mikstura na patelni ma konsystencję niezbyt gęstego syropu, dodajemy do niej masło (kawałek po kawałeczku, tak, żeby zrobiła się ładna emulsja). Wkładamy do tego sosu pokrojone jabłka, mając na uwadze, że to właśnie jabłka będą na górze tarty kiedy ją podamy, starajmy się ładnie je ułożyć. Smażymy je w maślanym karmelu około 15 minut. Jabłka powinny zmięknąć, a mikstura trochę odparować.
Kiedy jabłka są już gotowe, posypujemy je odrobiną cynamonu (dosłownie szczyptą) i ewentualnie brązowym cukrem, jeśli nie użyliśmy słodkich jabłek. Kładziemy wyjęty z lodówki płat ciasta i wkładamy do piekarnika na 20-30 minut, aż ciasto się zezłoci.
Wyjęte z piekarnika ciasto musi trochę ostygnąć (na tyle, żebyśmy mogli złapać za patelnie-foremkę). Kładziemy na niej dużą drewnianą deskę i trzymając jedną ręką deskę a drugą dno patelni, przewracamy do góry nogami. Ciasto powinno samo się przełożyć na deskę. Kto może niech położy obok kawałka ciasta kulkę lodów waniliowych lub bitą śmietanę, czy krem z serka mascarpone :-)


poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Kremowa zupa pomidorowa z sosem bazyliowym


Kolejny smak lata - kremowa zupa ze świeżych pomidorów, czyli jeden z tysiąca sposobów na pomidorówkę. Ta jest w tonacji włoskiej, z "niby-pesto" - prostym sosem z bazylii, oliwy i czosnku. Słodka, aromatyczna i z charakterem. A przy tym wręcz ekstremalnie prosta!



Składniki:
1,5 kg pomidorów Lima
1 cebula
2 łyżki masła
sól, pieprz
łyżeczka cukru
łyżeczka suszonego oregano
pęczek bazylii
ząbek czosnku
oliwa z oliwek

Pomidory umyć, sparzyć, obrać ze skórki i pokroić na ćwiartki. Cebulę pokroić w kostkę (niezbyt drobną, szkoda energii - i tak będziemy wszystko miksować) i zeszklić w garnku na maśle. Dodać pomidory i mieszając od czasu do czasu gotować aż pomidory zamienią się w gęsty sos, przyprawić solą, pieprzem, cukrem i oregano. Niech się pogotuje kilka minut. W tym czasie w małym mikserze zmiksować bazylię z czosnkiem, stopniowo dodając oliwę aż osiągnie konsystencję gęstego sosu, posolić i popieprzyć do smaku.
Zupę miksujemy blenderem, wielbiciele sportów ekstremalnych mogą ją dodatkowo przetrzeć przez sito, żeby pozbyć się pestek. Ja nie zawsze mam na to czas i szczerze powiedziawszy nie przeszkadzają mi one wcale :-)
Zupę podawać polaną oliwą z oliwek i z kleksem zielonego bazyliowego pesto. Ja następnym razem dodam też czosnkowe grzanki z bezglutenowego chleba... ;-)

sobota, 20 sierpnia 2011

Chrupiące kawałki kurczaka z sosem musztardowym


Czyli po prostu chicken nuggets, ale uwaga - te zrobione w domu nie mają nic wspólnego z fast foodem. Są chrupiące, delikatne i zdrowe, bo z dobrej jakości mięsa i przygotowywane w piekarniku bez tłuszczu. Z wyrazistym sosem musztardowym tworzą pyszną kombinację. Podaję je z pieczonymi ziemniakami, które, pokrojone w kostkę, pieką się w piekarniku obok kurczaka, i z sałatą z sosem winegret.
W poniższej wersji kawałki kurczaka marynuję w oliwie z przyprawami, można też zanurzyć je na noc w kąpieli z maślanki (tego zrobić niestety nie mogę z racji chwilowej diety bezmlecznej), to sprawi, że kurczak staje się jeszcze delikatniejszy.


Składniki (na 2 osoby)
2 filety z kurczaka (wolnobiegającego lub ekologicznego)
2 łyżki oleju lub oliwy (taki jak lubimy, może być neutralny lub z dodatkiem wyrazistego smaku, np. sezamowego)
pół łyżeczki curry
łyżeczka soli Maldon (w płatkach), lub pół łyżeczki soli drobnoziarnistej
szklanka płatków kukurydzianych (bezglutenowych)
jajko

Sos musztardowy:
2 łyżki masła
łyżka mąki bezglutenowej
pół szklanki bulionu (z braku świeżego bulionu może być dobry bezglutenowy bulion z kostki)
4 łyżeczki musztardy sarepskiej
łyżka miodu, złotego syropu lub dżemu morelowego
sól, pieprz i cukier do smaku

Kurczaka pokroić na kawałki o wielkości "na dwa kęsy", około 1 cm na 2-3 cm. Włożyć do miseczki, zalać olejem, dodać curry i sól, wymieszać, miseczkę przykryć warstwą folii spożywczej i odłożyć na noc.
Następnego dnia nagrzać piekarnik do 200 stopni. Płatki kukurydziane pokruszyć (najlepiej wysypać je na ściereczkę, złożyć ją i wyżyć się na nich wałkiem). Jajko rozbełtać. Moczyć kawałki kurczaka w jajku i obtoczyć w płatkach kukurydzianych. Układać je jeden obok drugiego w naczyniu żaroodpornym, musi być ich tylko jedna warstwa. Posypać świeżo mielonym pieprzem i wstawić do gorącego piekarnika na około pół godziny.

W tym czasie przygotowujemy szybki sos:

Z masła i mąki robimy zasmażkę, rozprowadzamy bulionem, dodajemy musztardę, sól, pieprz, cukier i miód/syrop/dżem. Używam do tego sosu takiego słodkiego dodatku, żeby dodać mu hmmm, nie wiem sama, chyba pewnej głębi i trochę go "nabłyszczyć". Preferuję miód, reszta to zastępnik, ponieważ na razie miód jest na mojej liście zakazanych produktów (z powodu karmienia maluszka - alergika). Jeśli sos jest za gęsty dodajemy jeszcze trochę bulionu lub wody. Powinien być na tyle gęsty, żeby utrzymać się na kawałkach mięsa, które będą w nim maczane. Sos po ostygnięciu jest gotowy do podania.

Bon appetit!

piątek, 19 sierpnia 2011

Leczo



Obowiązkowe co najmniej kilka razy w ciągu lata, pachnące świeżą, dojrzałą papryką i aromatyczną kiełbasą. Doskonałe także dzień po przygotowaniu, więc całe szczęście, że wychodzi go zawsze ogromny gar :-)




Składniki:
2 cebule
4 papryki w różnych kolorach
2 średnie cukinie lub kabaczek
2 ząbki czosnku
3 puszki pomidorów
oliwa do smażenia
400 gr ulubionych cienkich kiełbasek
sól, pieprz, zioła prowansalskie (około łyżki)

Warzywa kroimy, cebulę szklimy w dużym garze na oliwie, dodajemy papryki i dusimy przez chwilę. Dodajemy cukinię lub kabaczek, czosnek i przyprawy, znowu dusimy chwilę. Na koniec do gara idą pomidory. Wszystko zostawiamy pod przykryciem na malutkim ogniu. Po kwadransie dodajemy pokrojone kiełbaski (można je przedtem podsmażyć) i znowu zostawiamy co najmniej na kwadrans, żeby się przegryzło. U mnie w domu podane z ryżem znika w zastraszającym tempie, tak, że do odgrzania na drugi dzień nie zostaje dużo :-)

niedziela, 7 sierpnia 2011

Faszerowane bakłażany


Pomysł pochodzi z Kulinarnego Atlasu Świata, z zeszytu dotyczącego kuchni południowej Francji.
Zamiast świeżego pomidora i soku pomidorowego, które są w oryginalnym przepisie (ponieważ soku pomidorowego nie miałam) użyłam po prostu puszki pomidorów krojonych, które odsączyłam na sitku - tym sposobem miałam potrzebny sok i pokrojonego pomidora :-) Można zamiast tego rozwiązania użyć pokrojonego w kostkę średniej wielkości pomidora i pół szklanki soku pomidorowego.
Przepis mówi, żeby piec bakłażany 30-40 minut, ale po takim czasie były miejscami twardawe. Potrzymałabym je jakieś 10 minut dłużej, żeby były kremowe, prawie jak kawior z bakłażana.


Składniki:
2 bakłażany
2 małe cebule (lub szalotki)
ząbek czosnku
puszka pomidorów krojonych
dwie szklanki ugotowanego na sypko ryżu długoziarnistego
łyżeczka oregano
sól, pieprz,
natka pietruszki lub bazylia do posypania
oliwa z oliwek

Rozgrzać piekarnik do 180 stopni. Bakłażany przekroić wzdłuż na pół, wydrążyć miąższ zostawiając centymetrową "ściankę" przy skórce, posolić i odstawić na bok. Miąższ pokroić w kostkę.
Pomidory odsączyć na sitku, tak aby sok mieć w miseczce a pokrojonego pomidora na sicie.
Na patelni rozgrzać oliwę, zeszklić pokrojoną drobno cebulę, dodać przeciśnięty przez praskę czosnek i miąższ bakłażana oraz pomidora. Dusić aż bakłażan będzie miękki. Dodać ryż, przyprawić solą, pieprzem i oregano.

Papierowym ręcznikiem osuszyć połówki bakłażanów, nasmarować je oliwą i napełnić je farszem. Ułożyć je w naczyniu żaroodpornym i polać sokiem pomidorowym, wstawić do piekarnika na 45-50 minut. Po wyjęciu posypać natką lub bazylią, albo mieszanka jednego i drugiego.

piątek, 5 sierpnia 2011

Brzoskwiniowe crumble z płatkami owsianymi





Dojrzały brzoskwinie, moje chyba ulubione owoce. Ponieważ drzewo w ogródku dostarcza codziennie niezłej porcji słodkich i zarumienionych pluszowych cudeniek, to one królują teraz w mojej kuchni.
Crumble można zrobić właściwie z każdego rodzaju owoców (bardzo lubię na przykład wersję "zimową", z mrożonej mieszanki czerwonych owoców). Poniższa wersja jest typowo letnia - z brzoskwiniami z puszki crumble nie będzie tak cudownie aromatyczne.







Składniki (na jedną porcję)
Owoce:
1 duża lub 2 mniejsze brzoskwinie, pokrojone w kostkę
łyżeczka mąki kukurydzianej
łyżeczka cukru
kilka kropel esencji waniliowej

Wszystko mieszamy i wkładamy do kokilki do zapiekania

Kruszonka:
łyżka mąki bezglutenowej
łyżka płatków owsianych Provena (bezglutenowe)
łyżka brązowego cukru
łyżka zimnego masła

Ze składników robimy kruszonkę (dobrze jeśli część jest jak mokry piasek, dość drobna, a część to większe grudki) i posypujemy nią owoce w kokilce. Zapiekamy około pół godziny w piekarniku nagrzanym do 180 stopni aż kruszonka stanie się apetycznie złota. Można podać z kulką lodów waniliowych, ale to już rozpusta... :-)

środa, 25 maja 2011

Placki śniadaniowe z ricottą (bez glutenu)



Przyszło lato, więc częściej zaglądam teraz do książki Nigelli Lawson "Forever Summer" ("Lato w kuchni przez okrągły rok"). No właśnie, niby przez okrągły rok, ale mi jednak ta książka się nieodłącznie kojarzy tylko z ciepłą porą roku. No i szukając pomysłu na kolację (padło na krewetkowe curry z Mauritiusa) znalazłam przepis na dzisiejsze śniadanie - pyszne placki z stylu "pancakes" z serkiem ricotta. Coś na wpół drogi między amerykańskimi naleśnikami a sernikiem. Fantastycznie pasują do truskawek, którymi teraz się objadam bo lada dzień już nie będę mogła :-)

Przepis pochodzi z książki Nigelli, jedyne co zmieniłam, to dodałam do ciasta trochę cukru i nie smażyłam na oleju z orzeszków ziemnych, bo nie miałam go w domu. No i oczywiście mąka została zastąpiona mieszanką bezglutenową. Wyszły super puszyste, nietypowa mąka była tylko lekko wyczuwalna. Ogólnie rzecz biorąc, pyszne śniadanie na majowy ranek. Z okazji placków syn poszedł dziś nawet później do przedszkola ;-)

Składniki
250 gr serka ricotta
125 ml mleka
2 jajka
100 gr mąki (u mnie bezglutenowa mieszanka M&S)
1 łyżeczka bezglutenowego proszku do pieczenia
szczypta soli
łyżka cukru

olej do smażenia
Do podania : 250 gr truskawek, syrop klonowy

W jednej misce mieszamy na gładką masę serek, mleko i żółtka (białka odkładamy do drugiej miski). Dodajemy mąkę z proszkiem do pieczenia, solą i cukrem, mieszamy na gładko. Białka ubijamy i dodajemy do reszty mieszając delikatnie.
Smażymy placki na małej ilości oleju (mniej więcej 2 łyżki ciasta na placek) aż będą złociste z obu stron (około minuty na stronę).
Podajemy polane syropem klonowym i w towarzystwie pokrojonych na ćwiartki truskawek.

wtorek, 24 maja 2011

Najszybsze na świecie - ucierane ciasto z owocami (bezglutenowe)


Nic odkrywczego, to najszybsze i najłatwiejsze ciasto na świecie. Zawsze szperałam w sieci w poszukiwaniu przepisu do przerobienia na wersje bezglutenową i nigdy go nie zapisałam. Pora więc zapisać to co wyszło z prób i błędów i mieć w swoim archiwum. Uwielbiam je najbardziej w wersji majowej, z rabarbarem i z truskawkami :-) Jest delikatne, puszyste, nie do odróżnienia od klasycznego ciasta z maki pszennej. Mniam!





Składniki:
pół kostki (100 gr) miękkiego masła
szklanka drobnego cukru
2 jajka
1,5 szklanki maki bezglutenowej (M&S)
1 łyżeczka proszku do pieczenia (bezglutenowego)
2 łyżki mleka

kilka łodyg rabarbaru pokrojonego na małe kawałki, trochę truskawek przekrojonych na pół - proporcje owoców według uznania (samego rabarbaru wystarczą 4 łodygi).

cukier puder do posypania

Masło utrzeć mikserem z cukrem, dodawać po jednym jajku i utrzeć na gładka masę. Dalej ucierając dodać mąkę i mleko.
Blaszkę (moja ma 26x19 cm, to porcja na małą formę) wyłożyć papierem do pieczenia i nałożyć ciasto - jest dość gęste, więc trzeba mu trochę "pomóc" łyżką. Na wierzchu gęsto rozsypać kawałki owoców.
wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Piec około 45 minut, sprawdzić patyczkiem czy już jest gotowe i ewentualnie zostawić jeszcze na chwilę.
Jeszcze ciepłe posypać łyżką przesianego cukru pudru.
upiekłam przed chwila i już zjadłam prawie połowę, z trudem powstrzymuję się, żeby zostawic coś rodzinie... Do tego chyba nawet ciąża mnie nie upoważnia ;-)

piątek, 22 kwietnia 2011

Babka piaskowa bezglutenowa


Na próbę zrobienia bezglutenowej babki drożdżowej się jeszcze nie zdobyłam, ale jakąś babkę koniecznie chciałam zrobić na Wielkanoc.
Przepis pochodzi z forum Stowarzyszenia od Kasi-mamy (link do oryginalnego przepisu jest tutaj).
Moją jedyną zmianą było użycie w całości domowej roboty cukru waniliowego (zmieszany drobny cukier z laskami wanilii i przechowywany w słoju, pięknie pachnie!) i dodanie odrobiny soku z cytryny i skórki cytrynowej.

Składniki:

-2 jajka
-3/4 szklanki mąki ziemniaczanej
-1/2 szklanki domowego cukru waniliowego
-1/2 kostki masła
-1/2 łyżeczki bezglutenowego proszku do pieczenia
- łyżka soku i skórka starta z połowy cytryny



Rozpuścić masło i zostawić do ostudzenia. Żółtka utrzeć z cukrem na puszystą kremową masę, dodać przesianą mąkę ziemniaczaną, proszek do pieczenia, sok i skórkę z cytryny i wymieszać razem mikserem. Powoli dodawać ostudzone masło. Ubić pianę z białek i dodać do masy, delikatnie wymieszać i wlać do niedużej formy na babkę wysmarowanej masłem. Piec w temperaturze 180 stopni przez około pół godziny. Jeśli góra za szybko zacznie się rumienić, przykryć ją folią aluminiową.

środa, 20 kwietnia 2011

Fish & chips (bez glutenu)




Zgodnie z tradycją powinnam była podać rybę i frytki zawinięte w gazetę, albo co najmniej w kartonowym pudełku :-)

Werdykt mojej brytyjskiej drugiej połówki kolejny raz był bardzo obiecujący, przepis zasługuje więc chyba na utrwalenie.





Składniki:
ok. 350 gr filetów z dorsza (najlepiej bez ości)
3/4 szklanki mąki bezglutenowej (u mnie Marks&Spencers)
1/4 łyżeczki gumy ksantanowej
1/2 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 jajko
łyżka białego octu winnego
mleko zmieszane z wodą (pół na pół), ok 3/4 szklanki

olej do smażenia

Ciasto robi się tak jak ciasto naleśnikowe - suche składniki w jednej misce, mokre w drugiej, potem mieszamy jedne z drugimi na gładką masę. Ciasto musi być gęste, żeby nie spłynęło z filetów ryby, musi się na nim, brzydko mówiąc, "oblepić". Podana przeze mnie ilośc płynu powinna być akurat, ale zależy to od rodzaju mąki, więc lepiej nie wlewać całej mokrej mieszanki od razu (ciasto jest łatwiej rozcieńczyć niż potem zagęścić...), lub ewentualnie, jeśli jest za gęste, dolać troszkę wody, aż do otrzymania pożądanej konsystencji.

Filety umyć, osuszyć papierowym ręcznikiem, przekroić na takie kawałki na jakie mamy ochotę i posolić. Rozgrzać olej na patelni (powinno być go sporo, to w żadnym wypadku nie jest danie mało kaloryczne...), filety zamoczyć w cieście, żeby były jak najdokładniej pokryte jego warstwą i smażyć na oleju z obu stron aż obie strony staną się złote a ryba w środku się usmażć. Odłożyć na ręcznik papierowy.

W tym samym czasie przygotowujemy frytki, albo gotowe w piekarniku, albo robimy sami z pokrojonych ziemniaków i smażymy w oleju (szczęśliwcy mogą skorzystać z frytkownicy - ja na razie nie mam na nią miejsca...).

Tradycyjnie fish & chips polewa się octem malt vinegar, który niestety zawiera gluten (ze słodu jęczmiennego). Przyznam, że mi zajęło trochę czasu zanim się przekonałam, że ocet tu naprawdę pasuje. Z tym, że jako bezglutenowiec używam białego octu winnego lub jabłkowego.

piątek, 15 kwietnia 2011

Quiche aux poireaux (bezglutenowa)



Kolejna wygrana z bezglutenowym losem ;-)
W końcu, słuchając mądrzejszych od siebie (czyli postępując według wskazówek na stronie Schaer), udało mi się wyprodukować kruche ciasto, które nie rozsypywało się na piasek po dotknięciu nożem. Cały numer polega na tym, że koniecznie trzeba do ciasta dodać jajko, czego zazwyczaj nie robi się w przypadku glutenowego kruchego ciasta. Tak więc cały wielki rozdział pt. "tarty" mogę uznać za otwarty. Na dobry początek klasyka, czyli quiche aux poireaux (tarta z porami).

Składniki spodu:
125 gr masła
250 gr mąki Schaer Mehl
1 jajko
75 ml wody
2 szczypty soli

Zagniatamy kruche ciasto i odkładamy na co najmniej pół godziny do lodówki. Nastawiamy piekarnik na 180 stopni.

Składniki "farszu":
3-4 pory (tylko ich białe i jasnozielone części)
masło do podsmażenia porów
2 jajka
100 gr startego żółtego sera
100 ml mleka
150 gr śmietany
przyprawy: gałka muszkatołowa, pieprz, sól

Pory pokroić i podsmażyć na maśle, niech porządnie zmiękną, niektóre niech się zbrązowią. W misce wymieszać roztrzepane jajka, śmietanę, mleko, ser i przyprawy.

Formę do tarty posmarować oliwą, wyłożyć na nią ciasto i podpiec w piekarniku przez 10-15 minut. Potem wyłożyć na ciasto pory i zalać mieszanką śmietanowo-jajeczną. Wstawić całość do piekarnika na około pół godziny.

niedziela, 10 kwietnia 2011

Ciasto marchewkowe (bezglutenowe)



Jeszcze niedawno nieznane, od kilku lat robi w Polsce prawdziwą furorę. Ja sama patrzyłam na nie dość krzywo (no bo jak to? ciasto z marchewki...?) Jednak po spróbowaniu okazało się całkiem smaczne. Moje serce podbiło jednak bez reszty trzy lata temu w Wielkiej Brytanii, gdzie zajadaliśmy się nim do popołudniowej kawy. Cały diabeł tkwił w polewie, która miała boski smak i konsystencję, ale nie przypominała mi niczego znajomego i nie umiałam rozszyfrować niewyrobionym podniebieniem, co się w niej znajduje. Była kremowa, słodka i waniliowa a jednocześnie odrobinę kwaskowata. Dopiero po tym doświadczeniu postanowiłam, że koniecznie muszę je zrobić w domu. No i teraz wraca u nas na stół raz na jakiś czas. Dodatkowym plusem jest to, że to nie są tak zupełnie puste kalorie, tym bardziej cieszę się, że mój synek tak to ciasto uwielbia (mąż zresztą też). Przy mojej fobii dotyczącej dawania Młodemu słodyczy, najbardziej lubię sprawić mu przyjemność właśnie czymś takim.

Składniki ciasta :
350g drobno startej marchewki (dwie szklanki, dość "ubite")
240g mąki bezglutenowej (mieszanka z Marks&Spencer albo Schaer Mehl)
1 łyżeczka proszku do pieczenia (bezglutenowy)
1 łyżeczka sody oczyszczonej
Przyprawy – 2 łyżeczki cynamonu, 1 łyżeczka mielonego imbiru, ½ łyżeczki gałki muszkatołowej
4 jajka
230ml oleju roślinnego
170g brązowego cukru (ja mieszam muscovado i demerara)
2 łyżki złotego syropu (golden syrup)

Mieszamy mąkę z proszkiem, sodą i przyprawami a w drugiej misce łączymy wszystkie mokre składniki i cukier. Potem mokrą mieszankę wlewamy do suchej, mieszamy i dodajemy marchewkę, łączymy razem. Wlewamy ciasto do natłuszczonej formy (np. o wymiarze26x19cm) i wstawiamy do piekarnika nagrzanego na 160oC na około godzinę.

Składniki polewy:
200g kremowego serka
60g miękkiego masła
60g przesianego cukru pudru
1 łyżeczka esencji waniliowej

Wszystkie składniki polewy mieszamy mikserem na gładka masę (najpierw masło z cukrem, potem dodajemy stopniowo serek i na końcu esencję waniliową) i nakładamy na ostygnięte ciasto.

Ci, którzy nie martwią się glutenem mogą użyć pół na pół zwykłej mąki pszennej i mąki razowej – ciasto jest pyszne (jeszcze pamiętam...). Z czystym sumieniem można je wtedy określić mianem zdrowego jedzenia.

środa, 2 marca 2011

Creme brulee


Wersji przepisu na creme brulee są co najmniej setki, dorzucę więc swoje przysłowiowe trzy grosze :-)
Przepis jest prosty, ale czasochłonny - krem musi się zagotować, ostygnąć, zapiec i jeszcze raz ostygnąć, bo serwuje się zimny. Raczej na wykonanie kiedy jesteśmy uziemieni w domu i wieczorem w nagrodę za ciężki dzień możemy sobie podarować coś przepysznego.




Składniki:
8 żółtek (z takiej ilości zrobiłam ostatnio, ale myślę, że na 0,5l śmietanki mogłoby być o 1 mniej)
100g drobnego cukru
0,5 l śmietanki 30%
laska wanilii
po łyżce brązowego cukru na miseczkę (do zrobienia charakterystycznej skorupki)

Żółtka ucieramy z cukrem na puszysty i niemal biały kogel mogel. Śmietankę z wyskrobanymi ziarenkami wanilii zagotować i zalać nią masę jajeczną, wymieszać i odstawić do ostygnięcia. Nastawić piekarnik na 160 stopni.

Chłodny krem wlać do miseczek do zapiekania, a te z kolei wstawić do dużej formy (czy na głęboka blaszkę). Wlać na blaszkę gorącą wodę do wysokości połowy miseczek i wstawić całość do piekarnika na 20-25 minut (gotowy krem zachowuje się jak gęsty budyń, jest ścięty, ale nie wylewa się z miseczek - mój tym razem był nieco gęstszy). Po wyjęciu ostudzić i wstawić do lodówki aż do momentu podawania.

Kiedy chcemy podać creme, wyjmujemy je z lodówki i posypujemy na wierzchu łyżką brązowego cukru i powoli opalamy specjalnym palnikiem. Podobno z braku takiego palnika można też wstawić creme do piekarnika z funkcją grill, ale nigdy nie próbowałam. Palnik daje lepsza kontrole nad cukrem, który szybko się topi ale też szybko pali, więc trzeba uważać. Dobrze nie dawać zbyt dużo cukru, bo wtedy górna warstwa się skarmelizuje, ale pod spodem będzie sypki cukier - nie jest to najlepsza kombinacja, wolimy, żeby pod kruchą skorupką (którą jak filmowa Amelia można rozbijać łyżeczką ;-) ) od razu był aksamitny waniliowy krem.
Smacznego :-)

niedziela, 20 lutego 2011

Chocolate layer cake


Moja koleżanka z poprzedniej pracy kupiła kilka miesięcy temu angielską książeczkę z przepisami na różnego rodzaju ciata i ciasteczka, muffinki i cupcakes (Roger Pizey, Small cakes). Zdjęcia były przecudne i wprost urzekające, tak że pół biura tę książeczkę wertowało (w biurze 90% dziewczyn). Między innymi kolorowe obrazy różnych kremów do cupcakes i zdjęcie kawałka czekoladowego ciasta. I te właśnie strony skopiowałam, ciesząc się, że ksero nie zniszczyło całkowicie efektu :-) I tak sobie te strony leżały czekając na jakąś okazję do wykorzystania. Szukając czegoś ciekawego na Czekoladowy weekend przypomniałam sobie o tych kserówkach i z zaskoczeniem odkryłam, że ciasto czekoladowe przyrządza się nie z mąką tylko z mielonymi orzechami laskowymi (patent znany wśród bezglutenowców). Nie było więc odwołania i to ciasto właśnie zrobiłam w ramach akcji.

Składniki ciasta:
50ml wody
25g gorzkiego kakao
1/2 laski wanilii - wyskrobane ziarenka
115g miękkiego masła
115g drobnego cukru
3 jajka (rozdzielone białka i żółtka)
85g mielonych orzechów laskowych
garść płatków migdałowych (do dekoracji)

Piekarnik nagrzać do 170 stopni. Wodę zagotować i dodać do niej kakao i ziarenka wanilii, wymieszać na gęstą pastę i odstawić do wystygnięcia.
Miękkie masło utrzeć z 1/3 cukru, potem dodawać żółtka po jednym. Kiedy masa jest jednolita, dodać mielone orzechy i pastę kakaową.
Mikserem ubić białka, dodając powoli resztę cukru (autor w tym miejscu zaleca dodanie 1/4 łyżeczki cream of tartar, stabilizatora, którego ja nie miałam, więc obeszłam się bez). Kiedy białka są sztywne, dodać je do kakaowej masy, wymieszać i wlać do podłużnej foremki, wyłożonej papierem do pieczenia (o wymiarach 25x8x8 cm - to nie jest duże ciasto). Piec przez 45 minut, wyjąć i po 10 minutach wyjąć z formy. Zostawić do ostygnięcia.

W międzyczasie uprażyć płatki migdałowe (w oryginale z orzechów laskowych, ale takich nie dostałam) i zrobić ganache, któym przełożymy ciasto.

Składniki ganache
110g czekolady (70% kakao)
125ml śmietany kremówki
40g masła

Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej, śmietankę doprowadzić do wrzenia i zalać nią rozpuszczoną czekoladę. Wymieszać dokładnie, zdjąć z ognia i dodać masło w małych kawałkach ciągle mieszając. Po chwili masa stanie się gładka, lśniąca i bardziej stała.

Ciasto przekroić wzdłuż na pół, dolna połówkę nasmarować 1/3 ganache, nakryć "górą" i ją też posmarować masą, tak samo jak i boki ciasta. Na koniec posypać wierzch prażonymi płatkami migdałowymi, lekko je przyciskając, żeby się dobrze trzymały. Odstawić w chłodne miejsce, żeby ganache stężało (w tym wypadku akurat dobrze, że zima jeszcze za oknem ;-) ).

czwartek, 17 lutego 2011

Viva l'Italia!


Chcąc poprawić sobie humor po naukowej porażce zabrałam się za wyzwanie innego rodzaju :-) Od kiedy okazało się (a było to ponad rok temu), że czekają mnie uroki życia bez glutenu zapłakiwałam się, że muszę pożegnać się z pyszną domową pizzą, której produkcję opanowałam już naprawdę nieźle... Że zrobienie dobrej pizzy bezglutenowej w ogóle jest możliwe przekonałam się podczas ostatnich wakacji w Wenecji. I tak od czasu do czasu podejmowałam próby przygotowania pizzy na cienkim i chrupkim cieście, jak najbardziej podobnej do tej serwowanej we Włoszech. I niedawno udało mi się osiągnąć taki efekt, na jakim mi zależało. A dzisiaj okazało się, że umiem ten wyczyn powtórzyć!
No więc postanowiłam nie ukrywać dłużej przed światem recepty na zapach i smak Włoch we własnej, bezglutenowej, kuchni :-)

Składniki ciasta (na jedną, dość sporą pizzę):
200 gr mąki Shaer typu B
szczypta soli
150 ml letniej wody
pół opakowania suchych drożdży
pół łyżeczki cukru
łyżka lub dwie oliwy

Mąkę wsypać do miski, dodać sól. Do letniej wody dodać drożdże, cukier i oliwę, wymieszać. Płyn wlać do mąki i wymieszać widelcem (ewentualnie dodać trochę mąki, gdyby ciasto było za luźne). Dość szybko zagnieść ciasto, żeby ładnie się połączyło i uformowało kulkę i odstawić w ciepłe miejsce na godzinę przykryte ściereczką. Takie ciasto nigdy nie wyrosło mi tak bardzo jak zwykłe glutenowe, ale w końcowym efekcie nie ma to na szczęście zbyt dużego znaczenia.
Odstawiając ciasto od razu włączyć piekarnik na całą moc, koniecznie zostawiając w środku blachę do pieczenia. Nauka przejęta od Jamiego Olivera, gwarantuje pizzę niemal jak z włoskiej pizzerii (niestety bez miłego drzewnego aromatu, ale to jest as close as one can get).

Składniki sosu (z takiej ilości wychodzi sos na 2 pizze)
puszka pomidorów (zmiksowanych blenderem)
spory ząbek czosnku
oliwa z oliwek
oregano
bazylia
pieprz, sól, łyżeczka cukru

To najprostszy sos świata, na oliwę dodajemy czosnek przepuszczony przez praskę, wlewamy pomidory, dodajemy przyprawy i zostawiamy na małym ogniu, żeby trochę zgęstniał. Ostatnio dodaję do wszystkich sosów pomidorowych mieszankę suszonych pomidorów, czosnku i bazylii, którą kupiłam na jarmarku światecznym we Wrocławiu na stoisku z ekologicznymi przyprawami, bardzo fajnie podkręca smak dań z pomidorami.

Na wierzch
pół kulki białej mozarelli
listki bazylii
jeden wybrany dodatek: pieczarki, szynka, może być szynka parmeńska położona na już upieczoną pizzę, oliwki etc. co kto woli i lubi
rukola
parmezan

Kiedy ciasto odleży swoje, rozwałkowujemy je cienko na papierze do pieczenia, smarujemy sosem i układamy mozarellę pokrojoną w plasterki, kilka listków bazylii i wybrany dodatek (albo nic, sama margherita jest cudowna sama w sobie), skrapiamy oliwą z oliwek i kładziemy na właśnie wyjętą (czyli gorącą) blachę do pieczenia. Zmieniamy grzanie w piekarniku na tylko od dołu i kładziemy pizzę nisko w piekarniku. Będzie gotowa po 6-8 minutach, najlepiej sprawdzić unosząc, czy spód się zarumienił.
Po wyjęciu z piekarnika posypujemy niedużą ilością startego parmezanu i ewentualnie rukolą.
Trzymam się zasady, żeby nie dodawać więcej niż jednego dodatku (zazwyczaj są to cieniutko pokrojone pieczarki lub dodana już po upieczeniu szynka parmeńska), bo na takim cienkim cieście zbyt dużo dodatków ani nie wygląda ani nie smakuje dobrze.

wtorek, 25 stycznia 2011

African stew



Ten rewelacyjny pomysł i przepis pochodzi od mojej koleżanki wegetarianki. Smak delikatny i intensywny zarazem a do tego dość niecodzienny. Ponieważ rzadko pamiętam o takich detalach jak namoczenie ciecierzycy odpowiednio wcześniej i rzadko mam w domu czerwoną soczewicę, moja wersja jest nieco uproszczona wobec oryginału.





Składniki:
1 cebula
1 lub 2 ząbki czosnku
2 marchewki
pokrojone w kostkę
1 papryka czerwona lub zielona, pokrojona w kostkę
1 patat (słodki ziemniak), również pokrojony w kostkę

cebulę i czosnek szklimy na oliwie, dodajemy warzywa i chwilę podduszamy wszystko razem, po chwili dodajemy:

puszkę pomidorów
szklankę bulionu
mielony kmin rzymski, nasiona kolendry, chilli - około łyżeczki każdego
sól i pieprz

(można dodać jeszcze czerwoną soczewicę i/lub uprzednio ugotowaną cieciorkę)

Przykrywamy pokrywką i dusimy aż warzywa zmiękną a całość nieco zgęstnieje, na koniec dodajemy łyżkę czubatą masła orzechowego i dokładnie mieszamy.

W tym czasie gotujemy ziarno quinoa (komosę ryżową), w proporcji szklanka ziarna na dwie szklanki wody. Można podać wszystko wymieszane razem, albo trochę "ładniej" - ja wolę wersję pierwszą :-) Na koniec posypujemy wszystko natką pietruszki.

środa, 19 stycznia 2011

Chilli con carne




Przepyszna i nieskomplikowana kolacja w meksykańskim stylu, po prostu nic dodać nic ująć!









Składniki (na mniej więcej 4 głodne osoby)
1 cebula
40dkg mielonej wołowiny
Ząbek czosnku
Czerwona papryka
Mała puszka kukurydzy
Szklanka ugotowanej czerwonej fasoli
2 puszki pomidorów
Szklanka bulionu
(ewentualnie wody lub soku pomidorowego)
Wędzona papryka w proszku, zioła prowansalskie, sól, pieprz, dla lubiacych ostrości - tabasco, pieprz cayenne, papryczki chilli. Ponieważ danie było również dla naszego trzylatka ja zrezygnowałam z wersji ekstremalnej, trzeba było doprawiać na talerzach.

Do podania – ryż, starty cheddar, natka pietruszki

Cebulę szklimy na patelni, dodajemy mieloną wołowinę i posmażamy rozbijając grudki. Wsypujemy paprykę w proszku, dodajemy pokrojoną w kostkę paprykę świeżą i dusimy przez chwilę. Potem dodajemy resztę warzyw, pomidory z puszki i resztę przypraw. Dolewamy część bulionu (lub soku pomidorowego) i przykrywamy pokrywką. Zostawiamy tak na jakieś 40 minut, sprawdzając, czy aby nie jest za gęste i uzupełniając płynem co jakiś czas. Można dodać trochę koncentratu pomidorowego, jeśli wydaje nam się, że pomidory z puszki były trochę za mało "pomidorowe".

Podajemy z sypkim ryżem, posypane tartym żółtym serem (cheddar, gruyere, ememntaler, albo inny dość twardy) i koniecznie garstką zielonej pietruszki.

Jeśli zostaną nam resztki, można je zamrozić i zostawić na kulinarną czarną godzinę lub na dzień, kiedy absolutnie na gotowanie nie ma czasu :-)

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Bretońskie galettes


Galettes to popularne przede wszystkim w Bretanii naleśniki z mąki gryczanej. Są znakomitą podstawą dla słonych towarzyszy. W wersji najbardziej podstawowej i rygorystycznej składają się tylko z mąki gryczanej, wody i odrobiny soli. Niektóre przepisy zawierają też mleko w proporcji pół na pół z wodą. Jako dodatek obowiązkowy występuje tarty żółty ser i często jajko, poza tym można dodawać co dusza zapragnie: pokrojoną szynkę, szpinak z czosnkiem, podsmażone pieczarki, pomidory z ziołami prowansalskimi...

Składniki (na około 8 sztuk):
200 gr mąki gryczanej
2 jajka
szklanka wody
3/4 szklanki mleka
spora szczypta soli
2 łyzki oleju

masło do smażenia


Dodatki do wersji complete:
kilka garści tartego żółtego sera (gruyere, emmentaler, cheddar)
po plastrze pokrojonej szynki na każdy naleśnik
po 1 jajku na naleśnik


Jajka roztrzepać, wymieszać z wodą i mlekiem (można trochę mleka zostawić, żeby sterować gęstością ciasta). Wlać do miski z mąką gryczaną wymieszać, dodać sól i olej.
W idealnym świecie trzeba by odłożyć ciasto na godzinę lub dwie, potem tylko je ewentualnie rozcieńczyć trochę, żeby konsystencja była dobra do smażenia cienkich nalesników. Ja w idealnym świecie nie żyję i na takie odstawianie nigdy nie mam czasu, albo po prostu o nim nie pamiętam... Tak więc o odpowiednią konsystencję dbam od razu i zabieram się za smażenie.
Na rozgrzaną patelnię do naleśników dajemy odrobinę masła. Wylewamy chochelkę ciasta, rozlewamy je po całej powierzchni, a to co da się zlać, wlewamy z powrotem do miski z ciastem. To najlepsze rozwiązanie na cieniutkie naleśniki, ale ciasto musi być dość płynne.
Po chwili, kiedy tylko się da i naleśnik trzyma się razem, przekładamy go na drugą stronę, na środek wbijamy jajko i rozprowadzamy białko po powierzchni naleśnika. Dookoła żółtka dodajemy ser i wybrane dodatki, zioła, trochę pieprzu i czekamy. Ewentualnie można przykryć patelnię pokrywką na chwilę. Kiedy żółtko jest już ciepłe (nie zetnie się w ten sposób, chyba żebyśmy przypalili naleśnika...) zaginamy boki naleśnika "przyklejając" je do sera i nie zakrywając żółtka.
Galettes będą się trochę łamać, nie są takie elastyczne jak te z mąki pszennej, ale taka już ich uroda.
Myślę, że trzy takie naleśniki zaspokoją głód nawet dość żarłocznej jednostki.

niedziela, 2 stycznia 2011

Pomarańczowe muffinki (bezglutenowe)


Jako że Nowy Rok trzeba było uczcić czymś niecodziennym na śniadanie a synek zaczął domagać się amerykańskich naleśników z syropem klonowym, który skończył się przy światecznym gotowaniu, musiałam wymyślić coś innego, równie atrakcyjnego. No i żeby zrobić przyjemność nie tylko rodzinie, ale i sobie, postanowiłam przerobić przepis Nigelli na pomarańczowe muffiny śniadaniowe ("Nigella gryzie") na wersję bezglutenową. Tego typu eksperymenty kończą się różnie, ale ten wypadł lepiej niż myślałam w najśmielszych oczekiwaniach - muffiny były leciutkie, ładnie wyrosły a pachniały i smakowały tak rewelacyjnie że niemal chciałam sprawdzać, czy na pewno użyłam mąki bezglutenowej... No i cóż może być bardziej świąteczno-zimowego niż aromat pomarańczy!

Składniki suche:
75g masła (rozpuszczonego i ostudzonego)
250g mąki bezglutenowej (tym razem mąka Schaer Mehl)
1/2 łyżeczki gumy ksantanowej (mogłaby też być guma guar, łatwiej dostepna)
25g mielonych migdałów
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
(bezglutenowego)
75g cukru
starta skórka z jednej pomarańczy

Składniki mokre:
sok wyciśnięty z pomarańczy (100ml)
100ml mleka + 2 łyżki
2 małe jajka (lub jedno duże)

Nie powiem chyba nic odkrywczego: piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni, składniki suche mieszamy razem i dodajemy do nich wymieszane składniki mokre - wszystko mieszamy niezbyt dokładnie, mają zostać grudki. Wlewamy do formy na muffiny (12 sztuk) wyłożonych papierkami i pieczemy 20 minut.

Zgodnie z sugestią autorki oryginału jemy jeszcze ciepłe, z dobrym masłem i dżemem. Muffiny są słodkie, ale nie tak jak ciastka, więc bez obawy można je posmarować lekko kwaskowym dżemem.

Jeśli nie musicie się martwić o gluten, po prostu użyjcie zwykej mąki w tej samej proporcji, darujcie sobie gumę ksantanową i nie wlewajcie dodatkowych 2 łyżek mleka - wtedy przepis żywcem pochodzi z "Nigella gryzie".